Życie toczy się swoim rytmem i wybiera dla każdego inną niespodziankę.
Mnie przypadł aktualnie covid.
Ale nie tylko, jest jeszcze mnóstwo innych atrakcji, o których Wam opowiem.
Doznania estetyczne zapewni zaś kolejna wersja Ernesty, wzoru sprzed jakiegoś czasu, który jednak jest ponadczasowy i nieodmiennie mnie zachwyca.
Mam nadzieję, że Was też zachwyci!
Zacznę od Ernesty, wszak to blog dziewiarski!
To moja czwarta wersja,
pierwsza była z bawełny i taka zielono-żółta, jak na Mleczyka przystało,
druga – hibiskus,
trzecia luksusowa, lekko jedwabna i w niesamowitym kolorze.
W dodatku chyba jej Wam nigdy nie pokazałam, nadrobię przy najbliższej okazji!
Ta jest czwarta i też piękna, w dodatku dzierganie takiej Ernesty to czysta przyjemność:
idzie błyskawicznie i prawie wcale nie trzeba się skupiać.
Odkryłam to po raz kolejny, bo oczywiście nie pamiętałam wzoru i robiłam jak nowy 😀
Uwielbiam takie wzory, z pozoru wygląda level expert niedostępny dla przeciętnego śmiertelnika, a w robieniu okazuje się, że idzie właściwie bezproblemowo.
Włóczka to alpaca od Zitron, polecam na zwiewne chusty!
Teraz o covidzie.
Sprawa jest skomplikowana.
Mój tato ma 84 lata i mnóstwo chorób współistniejących, w tym POChP, czyli obturacyjne zapalenie płuc. Ma problemy z oddychaniem, przez co jest mało mobilny i bardzo mało wychodzi z domu.
Od czasu do czasu choroba się zaostrza, gorączka, duszności, błyskawicznie pojawia się potężne zapalenie płuc.
I właśnie tak było tym razem.
Zaczęło się w niedzielę, we wtorek dostał antybiotyk – teleporada u obcego lekarza, bo rodzinny na urlopie – i czekaliśmy na polepszenie.
W środę dowiedziałam się, że jego sąsiadka z parteru ma covid i jest w Łańcucie w szpitalu.
Jedyna na cały powiat, ponad 100 tysięcy osób!
Nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu, nie obudziło to mojej czujności.
Dni mijały, a stan taty był bez zmian, tzn był coraz słabszy przez niedotlenienie, wziewy pomagały coraz mniej, a gorączka się trzymała.
Do głowy mi nie przyszło, że to może być covid!
Przez te wcześniejsze dwa tygodnie tato wychodził raz do piwnicy i dwa razy pojechał do sklepu RTV.
Byłam przekonana, że to przez te podróże – upał, okna w samochodzie otwarte, zawiało go i teraz mamy … Zresztą tak było już parę razy wcześniej.
Po tygodniu wróciła nasza lekarka rodzinna.
Najważniejsze wydawało mi się, żeby przyszła i posłuchała tych płuc.
Okazało się jednak, że do gorączkujących pacjentów nie ma wizyt domowych, za to brak reakcji na antybiotyk wskazuje na covid.
No a sąsiadka z dołu przesądziła sprawę.
Tato wyraził zgodę na transport, po paru godzinach przyjechali panowie w pełnym oprzyrządowaniu ochronnym i zabrali go do Mielca, do szpitala zakaźnego.
Te parę godzin to było na moją prośbę, potrzebowałam czasu, żeby tatę przygotować, spakować mu wszystko, ogarnąć mieszkanie przed dłuższą nieobecnością.
Od razu przecież wiedziałam, że mnie też czeka kwarantanna, a trochę się bałam, że się rozpocznie równocześnie z odjazdem taty.
Tato w Mielcu spędził tylko noc. Rano zadzwonił, że to covid i że go transportują do Łańcuta, do szpitala jednoimiennego.
A do mnie po chwili zadzwonił sanepid, że jestem w kwarantannie.
I tak sytuacja wygląda już 8 dzień.
Tato w Łańcucie pod tlenem, w stanie średnio ciężkim, a ja w domu codziennie macham z okna policji.
Dlaczego taka historia na blogu dziewiarskim?
Ponieważ covid nie zna granic ni kordonów, może złapać każdego.
W naszym przypadku wystarczył pośredni kontakt z … właściwie nie wiem czym.
Klamką od drzwi do piwnicy?
Kontaktem w ścianie?
Chodzeniem po tych samych schodach albo oddychaniem powietrzem na klatce?
Dlatego tak ważna jest profilaktyka.
Sama w nią do końca nie wierzyłam, maseczka mi często przeszkadzała i zdejmowałam, niby myłam ręce ale czy aż pół minuty? … raczej nie.
Całkiem możliwe, że to ja przyniosłam ten covid do taty,
byłam u niego prawie codziennie i mógł się taki malutki wirus do mnie gdzieś przyczepić na klatce.
Jedno wiem:
to jest zakaźne jak cholera, i większość społeczeństwa nie łapie go tylko dlatego, że go akurat nie ma w okolicy, albo przechodzi w miarę bezobjawowo – trochę się człowiek słabiej czuje, winą obarczy pogodę albo coś tego typu, po paru dniach minie.
U sąsiadki z parteru mieszka 5 osób, wszyscy są pozytywni i siedzą razem w izolacji, nikt nie ma poważniejszych objawów.
I bardzo dobrze!!!
Ale gdy to samo trafiło na mojego bardzo schorowanego tatę – sytuacja była i jest diametralnie inna.
Ja czekam na wyniki i podejrzewam, że też wyjdę pozytywna. Cały tydzień, gdy tato jeszcze chorował w domu byłam rozbita nie wiadomo dlaczego, pobolewało mnie gardło zupełnie bez powodu, głowa mi pękała – wydawało się, że to przez tę zmienną pogodę i upały.
Potem samo przeszło.
I teraz myślę, że to właśnie był covid, i zastanawiam się ilu osobom go sprzedałam nawet o tym nie wiedząc, i czy nie zanieśli go do następnej schorowanej osoby, która zareaguje dużo cięższym stanem.
Profilaktyka nie jest zbyt przyjemna, zwłaszcza maseczka.
Ale jest to wyraz odpowiedzialności i troski o innych!!!
A to chyba najbardziej świadczy o naszym człowieczeństwie,
to dbanie o dobro wspólne i stawianie go ponad własnym … komfortem? wygodą? egocentryzmem?
I z tą myślą w temacie covida chciałabym Was zostawić 😀
A teraz jeszcze trzeci wątek, czyli mnóstwo innych atrakcji zapowiadanych we wstępie.
Największą atrakcją było składanie zamówienia w Kokonkach i potem otwieranie pudełka z włóczkami – to jeszcze przed kwarantanną.
A w momencie rozpoczęcia izolacji – poczucie, że mam mnóstwo czasu i mogę dziergać, dziergać, dziergać!
Eksperymentalnie, według natchnienia i chęci, w całkowitym spokoju i poczuciu wolnego czasu.
To piękne uczucie, dziergam z zapałem!!!
Jedna chusta się blokuje, druga czeka w kolejce, trzecia już całkiem spora uśmiecha się z drutów 🙂
Po drugie, dostałam zapytanie z Kokonków czy zgodziłabym się na udostępnienie jednego wzoru w ramach gratisu miesiąca. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, na razie nic się jeszcze nie wyklarowało.
Jeśli Wam też podoba się pomysł wzoru na druty z kokonka – piszcie na ich grupie albo fanpage’u, żeby pokazać, że jest zapotrzebowanie 😀
Po trzecie – życzliwość znajomych! dawno nie prowadziłam tak ożywionego życia towarzyskiego, dostałam mnóstwo ciepłych słów, zapewnień o modlitwie, pomocy, wsparciu! To piękne doświadczenie tak dla mnie, jak i dla innych.
Dlaczego dla innych?
Mam koleżankę bardzo chorą na SM, i w sytuacjach, gdy jest mi ciężko prosić o pomoc i ją przyjmować, ona mi zawsze powtarza:
pozwól innym spełnić dobry uczynek!
i uczę się tego od niej, a to bardzo trudna sztuka, to przyjmowanie pomocy.
Wymaga całych pokładów pokory.
Ale z drugiej strony daje innym okazję do wzrastania w altruizmie i otwarciu na innych ludzi.
Po czwarte, dzięki izolacji wyjadam zapasy, którym już to bardzo było potrzebne. Powolutku (gdyż apetyt oczywiście mi odebrało) pustoszeją szuflady, szafki i lodówka!
I to jest też bardzo dobre, bo już potrzebna była wymiana na świeższe.
Po piąte, dobrze jest się zatrzymać.
Pomyśleć.
Zmienić perspektywę.
Spojrzeć inaczej.
Zreformować to i owo w swoim myśleniu.
Bardzo serdecznie Was pozdrawiam !!!
Bezobjawowa
Wzór jest w pdf i podane są w nim wszystkie potrzebne informacje oraz schemat i opis słowny oczko po oczku.
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)