czyli moje pierwsze doświadczenia z surowcem starym jak świat 🙂
choć mnie osobiście znanym głównie z literatury …
… oraz paru bardzo gniotących się spódnic 🙂
Na początku roku robiłam zakupy u Włóczek Warmii, i wśród innych cudów wybrałam też motki lniane.
Jeden z nich był w kolorze śliwki i zachwyciłam się nim od pierwszego wejrzenia.
Śliwka na zdjęciach raczej woli być granatowo-niebieska niż fioletowa,
ale to już widać taka jej uroda.
Oraz mój brak umiejętności fotografowania różnych bardziej skomplikowanych kolorów…
W rzeczywistości kolor jest idealnie fioletowy,
tak jak ornaty w adwencie.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, na co ja ten adwentowy len mam wykorzystać,
po drodze tworzyłam Rosamundę i Konstancję,
a śliweczka spokojnie czekała na swoją kolej.
Trochę to było też i z tego powodu, że nitka – choć piękna i połyskująca – wzbudzała też we mnie niepewność i niepokój.
Taka jakaś sztywna była i zupełnie inna od merynosów, alpak i jedwabiów.
Aż wreszcie podjęłam decyzję i machnęłam Alisedę,
czyli mój pierwszy w życiu zapisany, opracowany i opublikowany wzór.
Jego wersja pierwotna powstała z Lace Dropsa, taki minimalistyczny szaliczek to był,
kto ciekawy – zagląda TUTAJ 🙂
Zainteresowało mnie znienacka, jak też ta Aliseda wyjdzie w rozmiarze większym, takiego typowego szala na ramiona.
Wyszło tak:
Ale do rzeczy, czyli do dziergania z lnu:
Robiło się ciekawie.
Nitka dość cienka, niby skręcona ale jednak nie, trzeba było czasami uważać.
Dość sztywna, nie układa się miękko na drutach i tak trochę żyje swoim życiem.
Ja robię luźno, czasem nawet bardzo luźno,
i okazało się, że potrzebuję najcieńszych drutów, bo inaczej wychodzi mi sieć rybacka 🙂
Nic to, wzięłam 2.5mm i dziergałam z dużym zapałem, bo fajnie szło.
Poza tym, ten wzór najlepiej wygląda dziergany luźno, jak najluźniej –
i w tej kwestii len jest idealnym materiałem, bo z racji pewnej sztywności ułatwia to luźne dzierganie.
Po zblokowaniu oczka mają taki rozmiar, jak dziergane ściśle na 4.5mm,
i to jest dokładnie to, co chciałam osiągnąć!
No właśnie – blokowanie.
Istota rzeczy i clou całego dziergania!
W trakcie robótki moja Aliseda przypominała … siatkę na zakupy, taką z dość sztywnego sznurka, dawniejszymi czasy się w takiej ziemniaki nosiło i inne artykuły spożywcze.
Wiedziałam, że len trzeba moczyć w ciepłej wodzie,
i przez całe dzierganie przemyśliwałam, jak ciepła ta woda ma być.
Oraz,
jak blokować, żeby się niepotrzebnie nie zmęczyć i nie szarpać z tymi szpilkami na próżno.
I zrobiłam tak:
pranie wstępne – woda o gorącości takiej, że prawie parzy w dłonie, ale jeszcze da się wytrzymać + płyn do prania, taki zwyczajny, i jakaś godzina w kąpieli.
wszystko sobie przestygło, wypłukałam w dość ciepłej wodzie
i zamiast naciągać, po prostu rozwiesiłam do wyschnięcia
efekt dość zadowalający, to znaczy udzierg trochę zmiękł, nie był już chaosem oczek tylko pewnym sensem,
a ja z dużym zadowoleniem, że to nie naciągane i nie żal dowolnie działać dalej – postanowiłam powtórzyć cały proces przynajmniej jeszcze raz 🙂
moczenie drugie – woda mniej więcej tej samej temperatury, co za pierwszym razem + płyn do płukania
i znowu nie naciągałam, tylko rozwiesiłam
efekt już lepszy, miększe i przytulniejsze się zrobiło
w nadziei, że zrozumiałam jak ten len traktować – przeciągnęłam przez brzegi bawełnę, bo już za trzecim razem chciałam naciągać (kto nie wie dlaczego bawełnę – zapraszam TUTAJ).
moczenie trzecie – według schematu 'moczenie 2′, z tym, że mnie lekko poniosło, bo akurat robiłam herbatę i dodatkowo wlałam do miski jakąś szklankę wrzątku.
I to było to!
chusta po naciągnięciu milutka, mięciutka, nieco lejąca – super!!!
taka trochę inna w dotyku niż wełna czy jedwab, ale bardzo przyjemnie inna 🙂
kształt i wzór trzyma idealnie, ażur prześwieca tak, jak powinien!!!
a jeszcze dodatkowo: cena lnu przystępna, a kolory wprost obłędne
zajrzyjcie do Włóczek Warmii, przekonajcie się sami!
jednym słowem – len jest super na chusty!
I właśnie lnianą Alisedę proponuję Wam na czerwcowe ’Podziergajmy wspólnie’!
A może raczej tak –
kto lnu nie zna, a ma w sobie ciekawskość i chęć eksperymentu –
powinien się zdecydować na len właśnie!
kto len zna i nie lubi – może dziergać z dowolnej włóczki, na jakąkolwiek ma ochotę!
(plus ja jak zwykle – włókna naturalne najlepsze)
a kto ma własną koncepcję włóczkową na Alisedę – dzierga według własnej koncepcji 🙂
Aliseda ma to do siebie, że może być dowolnie szeroka i dowolnie długa.
Na taką adwentową śliwkę poszedł mi jeden 100g motek, cały,
i to był akurat len z tych grubszych, 480m na 100g.
Ale spokojnie można zrobić też Alisedę węższą i krótszą z połowy tej włóczki.
Jeżeli będziecie wybierać we Włóczkach Warmii – musicie patrzeć na wagę i na metraż, a nie sugerować się ilością motków.
Na duży szal – 480m i więcej, na mniejszy – mniej.
To przeliczanie pomoże też w ogarnianiu ilości włóczki na kolejne szale,
czyli taka dodatkowa nauka 🙂
Dzisiaj dopiero 16 maja – dlaczego już zapowiedź czerwcowego ’Podziergajmy wspólnie’?
Pojawiła się w grupie kwestia, że czasami trudno jest zdążyć z zamawianiem włóczki i dzierganiem w jeden miesiąc.
Dlatego od teraz zajawka na temat co dziergamy i z czego będzie z około dwutygodniowym wyprzedzeniem, żeby każdy na spokojnie ogarnął temat zakupów 🙂
A wszystkie pozostałe informacje pojawią się standardowo pierwszego dnia danego miesiąca, w pierwszym przypiętym poście w grupie 🙂
Pozdrawiam ciepło i słonecznie !!!
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)