Lubię dziergać akcesoria.
Małe formy – szybko zaczęte, szybko skończone – dają poczucie sukcesu zanim jeszcze nabierze się oczka na druty.
Takie, na przykład, rękawiczki:
Bo rękawiczki jako takie właściwie nie mają wad!
No oprócz jednej może, ale jest to bardziej cecha indywidualna charakterystyczna dla mnie osobiście, i wcale nie jestem przekonana, że pojawia się też u innych dziewiarek.
Mianowicie, mam tendencję do robienia nierówno, i jeżeli nie robię obu rękawiczek jednocześnie, to najczęściej jedna wychodzi dłuższa, a druga krótsza.
Jedna luźniejsza, a druga bardziej zbita.
W dodatku wcale nie ma reguły w temacie kolejności.
Bywało, że tę drugą robiłam ściślej. Ja z zasady dziergam luźno, z wiekiem coraz luźniej w dodatku, i często robiąc tę drugą próbuję mocniej przyciągać, z przyczyn nie do końca uświadomionych.
A potem pruję.
Po takim przykrym doświadczeniu wyciągam wniosek, żeby tę drugą robić luźniej.
I potem znowu pruję.
Ale że człowiek to istota rozumna, i choć z opóźnieniem, to jednak uczy się na błędach – zaczynam powoli przekonywać się do robienia równoczesnego.
To robienie równoczesne też jeszcze nie jest idealne, mam po prostu dwa zestawy drutów, obie rękawiczki rozpoczęte jednocześnie, i co parę rzędów zmieniam zestaw.
Idzie mi trochę opornie, gdyż ja tak NAJbardziej to lubię to przekładanie oczek bez dodatkowych manewrów, a odłożenie robótki w celu zamiany na tę drugą wymaga wyjścia z transu i wybicia się z rytmu.
Zawsze się śmiałam, że chyba dobrze sprawdzałabym się na linii produkcyjnej wykonując wciąż te same ruchy. Automatycznie i bezmyślnie.
Choć z drugiej strony, męczą mnie ściegi gładkie, wolę jakieś kombinowanie.
Więc może jednak ta linia produkcyjna nie dla mnie…
Tym razem podjęłam środki zapobiegające pruciu tej drugiej jeszcze przed rozpoczęciem dziergania, czyli zgromadziłam wszystko, cokolwiek może być przy dzierganiu potrzebne w jednym miejscu, żeby nie mieć wymówki, że trzeba wstać i po coś tam iść.
Od razu pojawia mi się wtedy w głowie myśl, że w takim razie jeszcze tylko jedno okrążenie, i jeszcze jedno i tak schodzi i schodzi, i okazuje się, że znowu mam rozbieżność w postępach, ta druga ledwo rozpoczęta, a ta pierwsza prawie na finiszu.
Wytypowałam osobny koszyk na te wszystkie niezbędności, zaprogramowałam umysł na zmiany … i SUKCES!!!
I ta pierwsza, i ta druga wyszły identyczne, i w dodatku obyło się całkowicie bez prucia.
Wiem, wiem, powiecie mi, że można robić bardziej jednocześnie, na długiej żyłce obie na raz i nie ma problemu.
Tylko, że dla mnie to jest największy problem ze wszystkich, to zmienianie nitki co 20 oczek, to już lepiej pruć trzy razy niż tak się męczyć, hehe.
Zdjęcia prezentują możliwości mojego podwórka, a konkretniej podwórka za sąsiednim blokiem, do swojego muszę jeszcze chwilę dojrzeć i dorosnąć 🙂
Nie wiem dlaczego, ale mam opór tak fotografować pod własnymi oknami, choć tak prawdę mówiąc bardziej ten opór dotyczy okien sąsiadów niż własnych, hehe.
Pozdrawiam Noworocznie!!!
A szczególnie serdecznie pozdrawiam panią Zosię 🙂
PS. Wszystkie moje wzory można zobaczyć na RAVELRY lub na blogu w poście zbiorczym TUTAJ.
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)