Mimo, że jesień mamy ciepłą tego roku, to już parę razy dość wyraźnie odczułam potrzebę mitenek. Jeszcze nie rękawiczek, aż tak zimno nie było, ale dyskomfort był na tyle silny, że złapałam się za druty skarpetkowe i zaczęłam dziergać.
Mitsy to mała forma i dzierganie idzie dość szybko. Na upartego można zdążyć w jedno popołudnie, no może pod warunkiem, że się zacznie zaraz po obiedzie i skończy późno wieczór 🙂 niemniej jednak wydzierganie parki jest możliwe za jednym posiedzeniem.
Postanowiłam sprawdzić jeden z moich wzorów, March Weather mitts. Tak od czasu do czasu lubię sobie coś przedziergać i zobaczyć, czy wszystko w opisie jest jasne i logiczne.
No i proszę!
Poniosło mnie i zamiast dokładnie czytać, i to ze zrozumieniem, to uznałam po paru oczkach, że już wiem o co chodzi. A jak się zorientowałam, że ten środkowy motyw mam o jeden element za wąski, to już za daleko zajechałam i pruć mi się nie chciało.
Tym sposobem miejsce na kciuki też już było lekko przesunięte i każda mitsa lekko skręca ku środkowi. Taki autorski dodatek do wzoru mi wyszedł …
Nie przepadam za dzierganiem małych form. Jeszcze część główna idzie mi w miarę przyjemnie, ale już kciuki zdecydowanie mnie irytują. Więcej tam przekładania tej robótki niż samego dziergania, i prawda jest taka, że albo wydzierguję te kciuki za jednym zamachem razem z całością, albo odkładam i nie mogę się do nich zebrać.
Tym razem miał miejsce ten drugi scenariusz, mitsy bez kciuków przeleżały prawie tydzień. A ja przemyśliwałam, jak się do nich bezboleśnie przekonać.
Jak widać po zdjęciach – udało się.
Przy okazji tych zmagań motywacyjnych odkryłam, czy może raczej uświadomiłam sobie ponownie, jak wielkim i prawdziwym sprzymierzeńcem dziewiarki może być … telewizor!
Od ponad pół roku żyję sobie szczęśliwie bez telewizji, a co więcej bez żadnego produktu zastępczego czyli oglądania filmów przez internet.
Po prostu nic zupełnie, oprócz sporadycznie kina.
Zupełnie tego braku nie odczuwałam, dziergając słuchałam sobie audiobooków, wyglądałam przez okno lub po prostu trwałam w zamyśleniu.
Po jakimś czasie zaczęłam dostrzegać jeden minus takiej sytuacji, a mianowicie dużo bardziej męczył mi się wzrok, który bez dystrakcji w postaci ekranu był skierowany przez prawie cały czas na robótkę.
I do momentu owych kciuków wydawało mi się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku!
A kciuki gryzły mnie w podświadomość, że to leżą i czekają, a ja się lenię. I tak do końca nie wiedząc dlaczego postanowiłam obejrzeć sobie film.
Z takich, żebym go znała, bez żadnych niespodzianek, same przyjemności. Do głowy przyszło mi najpierw Między ustami a brzegiem pucharu, okazało się jednak, że nie potrafię go znaleźć w tym całym przepastnym internecie, może też dlatego, że jako pierwsze wyskakiwały mi liczne ściągi z treści książki.
Przemyślałam sprawę i uznałam, że z każdą ekranizacją będę mieć ten sam problem. Zdecydowałam się więc na Pułkownika Kwiatkowskiego. Uwielbiam muzykę z tego filmu i pomyślałam, że rozkoszując się dźwiękami będę mogła z powodzeniem odwracać wzrok i skupiać się na tych nieszczęsnych kciukach.
I rzeczywiście, zadziałało. Nie wiadomo jak i kiedy wszystko zrobiłam, nitki schowałam, namoczyłam nawet i rozłożyłam do suszenia.
Postanowiłam częściej korzystać w youtuba i od czasu do czasu jakiś film sobie przypomnieć 🙂
Mitsy wyschły.
Obudziłam się rano pod wielkim strachem, że zaspałam, bo przez ostatnie tygodnie odwykłam od wstawania przy świetle dziennym. A tu nie tylko nie zaspałam, a wręcz zyskałam nadmiar czasu.
Wystarczył akurat na malutki przystanek w drodze do pracy. Korzystając z uroków jesieni oraz bezchmurnego nieba machnęłam błyskawiczną mini sesję fotograficzną.
I, jak powiedział pan Zagłoba – Bóg wynagrodził męstwo!
Bardzo lubię tę pana Zagłobową sentencję i dość często stosuję. Dla niewtajemniczonych brzmi czasami niezrozumiale, ale za to cóż za satysfakcja jak się trafi ktoś, kto łapie kontekst 🙂
Na koniec jeszcze fotka parkingowa i do zobaczenia za tydzień!
Lub za dwa, bo coś wszystkie udziergi na etapie pisania wzorów i nie za bardzo jest co pokazywać.
PS. wzór na te mitenki jest po polsku oczywiście, dostępny na ravelry lub bezpośrednio ode mnie, wystarczy napisać 🙂
PS. Wszystkie moje wzory można zobaczyć na RAVELRY lub na blogu w poście zbiorczym TUTAJ.
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)