Mało ostatnio piszę.
Z jednej strony mam wrażenie, że niewiele się dzieje w moim życiu dziewiarskim. Dziergam oczywiście tak jak zawsze, ale z racji siedzenia w domu jakieś takie to dzierganie bez przygód.
Z drugiej strony dopadła mnie typowa trudność okresu jesienno-zimowego, czyli kłopoty ze zrobieniem fajnych zdjęć – zimno, ciemno, szaro, ponuro.
Wyjątkiem jest tutaj Bonifacja, którą z racji nadchodzącego KALu próbowałam obfotografować w różnych okolicznościach przyrody.
Jak niektórzy już wiedzą z poprzedniego posta, Bonifacja jest chustą dość lekką, wiosenną lub wakacyjną i taką typową na ciepłą porę roku.
Bardzo mi zależało na zdjęciach choć trochę oddających to jej przeznaczenie.
Upatrzyłam sobie miejsce nad stawkiem, z którego wydobywają piasek,
rozpracowałam, o której mniej więcej godzinie słońce będzie ten piasek oświetlać,
ustaliłam, gdzie się mam ustawić, żeby stworzyć jak najlepsze wrażenie wakacyjnego dnia.
Z utęsknieniem czekałam na słoneczny dzień.
Przez cały ten czas oczekiwania przeniosłam się ze spaniem na kanapę do salonu, a Bonifacja wylegiwała się na łóżku w sypialni – miała być w każdej chwili gotowa do sesji!
Upragniony dzień nareszcie nadszedł, pogoda przepięknie słoneczna wygoniła mnie z domu. Trochę wiało, ale jakoś nie wydało mi się to czynnikiem przeszkadzającym w czymkolwiek.
Zajechałam nad stawek.
Krajobraz przepiękny: ciemnoniebieska woda, łąki i nieużytki, niedaleko rzeczka i przy niej wał przeciwpowodziowy, z boku las. No i to błękitne niebo z kilkoma chmurami, po prostu miodzio!
Wyjęłam z samochodu białą panią i jakoś dziwne mi się wydało, ze taka mało stabilna się zrobiła. Niby stoi, ale jakoś tak chwiejnie.
Udałyśmy się na upatrzoną z góry pozycję.
Goły brzeg na skarpie, pod nim woda, w oddali piasek, nad głową błękit.
Niestety.
Okazało się, że niemożliwością jest ustawić białą panią, udrapować na niej chustę i zrobić zdjęcie. Próbowałam kilka razy zdążyć pomiędzy porywami wiatru, ale nic z tego.
Za każdym razem modelka lądowała mi na płasko w chabaziach porastających skarpkę.
Chcąc nie chcąc, trzeba było zmodyfikować tło i oprzeć białą panią o chojaka rosnącego obok.
Nie do końca o taką wizję mi chodziło, sosenka wyraźnie utraciła świeżą wiosenną zieleń, ale innego wyjścia nie było
Nie udało się też zrobić różnorodnych ujęć, biała pani zachowywała pion jedynie wtedy, gdy była porządnie wciśnięta między gałęzie i jedyna różnorodność, to tańczące na wietrze końce Bonifacji.
A potem coś złego mnie podkusiło.
Ze zdjęć na wale co prawda zrezygnowałam z góry, ale za to stwierdziłam, że jakbym tak troszkę dalej się przesunęła i dobrze się sprężyła, to powinnam zdążyć porobić te zdjęcia pomiędzy podmuchami wiatru.
Taaa …
Szarpiąc się z Bonifacją, której bardzo się spodobały te tańce na wietrze, ustawiłam po dłuższych staraniach całą scenkę.
Odczekałam, aż wiatr na chwilę przycichnie i będę mogła puścić modelkę.
Zrobiłam krok do tyłu.
Wycelowałam aparat.
I w tym momencie jak nie dmuchnie!
Modelka razem z chustą przewraca mi się na wznak, a tu ręce zajęte aparatem, nie mam jak łapać. A łapać trzeba, bo chusta się wyjątkowo pięknie ułożyła i szkoda marnować taką okazję.
Niewiele myśląc zrobiłam błyskawiczny wykrok w przód i przydeptałam najbliższą nogę modelki.
Na logikę powinno to zahamować upadek.
Niestety.
Nic nie zahamowało.
Biała pani grzmotnęła o zeschłą ziemię, a mnie pod butem pozostała odłamana stalowa noga…
I na tym sesja się zakończyła.
Okazało się, że bez tej nogi to moja modelka jest w 100% niepełnosprawna i ustać nie potrafi.
Pełna zdegustowania zapakowałam białą panią razem z jej wszystkimi nogami i zabrałam się do wyciągania zeschłych traw i kawałków jakichś polnych roślin z Bonifacji.
Pogoda się zaczęła psuć, niebo straciło piękną niebieską barwę.
Przeniosłam się o parę kilometrów dalej na północ.
Udało mi się jeszcze zrobić kilka zdjęć, nawet ładne wyszły.
Całe szczęście, że było do wykorzystania parę elementów krajobrazu, na których mogłam rozwiesić Bonifację.
To trochę złagodziło moją irytację na samą siebie i na tę głupią skłonność do łapania rzeczy, które się przewracają.
Bonifacja fajnie prezentuje się w ponurym zimowym krajobrazie, te jej zielenie i błękity jakby nabierały mocy i zaczynały żyć swoim życiem.
Odkryłam też, że równie dobrze wygląda na śniegu w zimowy poranek.
Do twarzy jej w tych chłodnych klimatach, co dla mnie jest trochę zaskoczeniem, gdyż przeznaczona jest na słoneczne plaże i ciepłe letnie wieczory.
Ale pewnie i tam się sprawdzi, muszę tylko trochę poczekać, aż nastanie wreszcie ta piękna wiosenno-letnia pogoda.
Wzór na Bonifację nie jest jeszcze opublikowany,
najpierw odbędzie się KAL, czyli wspólne dzierganie tej chusty.
Jeżeli ktoś chciałby przyłączyć się do KALu, zapraszam do lektury poprzedniego posta, w którym opisuję wszystkie szczegóły.
Pozdrawiam serdecznie i zimowo 🙂