Zdążyłam złapać ostatni dzień pięknej pogody, chusta prosto ze szpilek udała się na sesję zdjęciową.
Można powiedzieć, że odbyło się to jednym płynnym ruchem 🙂
W pośpiechu nawet nie szukałam urokliwych zakątków, po prostu zaparkowałam w pierwszym dostępnym zadrzewionym miejscu. Chmury na niebie nie zachęcały do dłuższych poszukiwań malowniczych krajobrazów.
Wprost przeciwnie, groziły szybkim załamaniem słonecznej aury.
I rzeczywiście załamała się bardzo niedługo.
Tym bardziej zadowolona jestem z siebie, że zdążyłam.
Prawdziwa prawda jest co prawda taka, że gdybym na etapie pomiędzy dzierganiem a blokowaniem nie zmitrężyła paru dni, to problemu nie byłoby żadnego.
Ale tak nie lubię wciągania tych nitek, że zawsze mi z tym schodzi.
To znaczy z samym wciąganiem idzie nawet sprawnie, ale żeby się zebrać, usiąść i rozpocząć, to już inna historia.
Chusta nazywa się Tendrilly i jest autorstwa Dee o’Keefe. Wzór można znaleźć (i nabyć) na ravelry, i jak widać z ilości osób, które dodały go do swojej kolejki – będzie następnym hitem tej projektantki.
Troszkę sobie to dzierganie dostosowałam. Przede wszystkim lekko ulepszyłam kształt tak, żeby wyszedł trójkąt o równych przyprostokątnych, gdyż takie chusty najlepiej się zamotują. W oryginale ten brzeg ze wzorem jest sporo dłuższy i wychodzi nieregularny trójkąt, jak ekierka. Ta ekierka z kątami 30 i 60 stopni.
Jak dla mnie, taka nieregularna chusta jest bardzo ciężka w noszeniu i zupełnie mi nie leży. Dosłownie nie leży i w przenośni też.
Włóczka to merynos, Debbie Bliss Rialto 4 Ply, kupiłam w amiqs, była obniżka i jak już ta włóczka przyszła to od razu było widać, skąd taka miła przecena 🙂 Musiała przeleżeć sobie biedulka na półce raczej dość długo, i to w bezpośrednim kontakcie z klientkami, które oglądały przy pomocy rąk. Powiedzmy, że te motki były dość mocno … rozwichrzone.
W dzierganiu to akurat nie przeszkadza, ja kupowałam na własny użytek i w sumie zadowolona byłam z obniżki.
Ale.
Gdybym przypadkiem chciała komuś z tych kłębków zrobić prezent, to mocno by mnie ruszyło.
Przede wszystkim z powodu braku informacji o stanie faktycznym towaru.
Włóczka jest dość gruba (50g = 100m) i chusta też taka miała być. Ja dziergam bardzo luźno, takie mam słabe przyciąganie w rękach i w związku z tym używam tylko cienkich drutów.
Tendrilkę zrobiłam na 3mm. W trakcie robótki wcale mi się nie podobała, sztywna wychodziła jak koci ogon i musiałam użyć całej siły perswazji, żeby wytrwać i nie spruć.
Przywoływałam na ratunek doświadczenie i przekonywałam sama siebie, że merynos w wodzie mięknie i rozciąga się. Nie było łatwo, serce nie chciało słuchać rozsądku.
Namoczyłam i dalej byłam pełna wątpliwości.
Po prawie godzinie w kąpieli jeszcze nie było czuć tej miękkości, zostawiłam więc w wiaderku na cały dzień. I pomogło!
Rozluźniły się te oczka przepięknie, chusta nabrała właściwego rozmiaru i pięknie się ułożyła na płasko. Rozłożyłam ją na moim własnym łóżku, gdyż uznałam, że tam będzie miała najlepsze warunki, a chciałam już jej dogodzić wszechstronnie.
Sama dzięki temu też skorzystałam, bo przeniosłam się ze spaniem do salonu, a że nigdy jeszcze nie spałam na własnej salonowej kanapie, to poczułam się co najmniej jak na wakacjach 🙂
I jak to czasami człowiekowi niewiele potrzeba do szczęścia!
wystarczy lekka zmiana punktu siedzenia i od razu otwierają się nowe perspektywy 🙂
Czego i Wam serdecznie życzę!!!