Oto jest!
Najnowszy i najpiękniejszy!
Szal nazywa się Hilaria i zaraz się wytłumaczę, dlaczego akurat tak :))
Od bardzo dawna chodził mi po głowie taki pomysł:
udzierg ażurowy, który będzie się robiło tak samo na prawej i na lewej stronie.
Myślałam sobie o tym tak luźno i niezobowiązująco, i siłą rzeczy nic z tego myślenia nie wynikało.
Aż pewnego dnia pomysł nabrał rumieńców i zaczął się przekształcać w konkret.
Ten dzień to był początek grypy, która mnie położyła na pięć dni – wysoka gorączka, całkowity brak energii, nawet oczu nie mogłam utrzymać otwartych i jedyne co mi dobrze funkcjonowało to słuchanie i myślenie. I tak to wyszło, że przez te pięć dni na zmianę słuchałam radia i wymyślałam sobie dwustronnego.
Na samym początku zdecydowałam, że to musi być szal, prostokąt bez dodawania oczek po bokach, bo inaczej mi nie wyjdzie.
I to wstępne ustalenie wyzwoliło cały ciąg myślowy.
Pierwszy punkt to była decyzja, że wzór będzie w listki.
Listki są bardzo wdzięczne w robieniu, wystarczy zacząć i dalej już intuicja sama mówi jak dziergać. Uprościłam listki o tyle, że nie mają ostrego czubka tylko tak bardziej płyną jeden za drugim.
Drugi punkt to było wymyślenie jak te listki przerzucić na lewą stronę robótki, żeby było tak samo. I tutaj w pomoc przyszły prawe i lewe oraz oczka przekręcone.
Trzeci problem to zakończenia na obu brzegach. Jakie w ogóle mają być, żeby były na obie strony takie same, no i jak je doczepić do tych listeczków.
Myślałam sobie powoli, czasami odpływałam w nicość, czasami słuchałam radia i cały czas miałam nadzieję, że mi wreszcie gorączka spadnie i wstanę z tego łoża boleści.
Z każdym dniem moja nadzieja była wystawiana na coraz cięższą próbę. Słupek rtęci w termometrze tkwił jak przymurowany na 38, 6 i za nic nie chciał zmienić lokalizacji.
Tak około czwartego dnia, lekko załamana, że to już na zawsze tak będę leżeć i dogorywać, słuchałam radia, audycja z udziałem słuchaczy, i tak wpadło mi w ucho, że dzwoni pani Hilaria.
Najpierw zachwyciłam się imieniem, tak rzadko spotykane i takie beztrosko pozytywne.
Hilaria to pogoda, radość i wesele, idzie z łaciny i przechodzi sobie swobodnie do angielskiego, trochę też do francuskiego – czyli dokładnie to, czego najczęściej szukam dla nazw moich wzorów.
Żeby było po polsku, bo patriotyczny akcent jest potrzebny, i żeby ta nazwa była choć trochę przeźroczysta i do odczytania przez świat anglojęzyczny.
Dodatkowo uderzył i zachwycił mnie kontrast.
Z jednej strony leżę sobie jak ten Łazarz, pozornie bez szans na wstanie, z myślami rodem z Koziołka Matołka – jak nie umrze, to żyć będzie – i w bólu i gorączce wymyślam szal.
A z drugiej strony taka optymistyczna nazwa mi się objawia w prezencie.
Ale zejdźmy już z mojego chorowania, przecież nic nie trwa wiecznie, gorączka też w końcu puściła. I ledwo puściła, a ja od razu do drutów.
Gdyż włóczkę też sobie wymyśliłam wcześniej, i to taką z zapasów, dostępną od ręki, żeby od razu zacząć dzierganie.
Dziergałam z dużym zapałem i cały czas gratulowałam sobie wymyślenia tak intuicyjnego wzoru, który idzie sam z siebie nawet w chwilach, gdy gorączka nie dając za wygraną próbuje wrócić.
Zblokowałam, wyzdrowiałam i zaczęłam robić zdjęcia.
Włóczka – BabyAlpaca Silk Dropsa – ma dość delikatny kolor. Nazywa się szaro-fioletowy jasny, i w związku z tym ciężko się go fotografuje, ma tendencję wychodzić blado i bez wyrazu. A przecież nie o to chodzi!
Bardzo zależało mi na pokazaniu jak najlepiej wzoru, tej jego głównej właściwości, która sprawia, że szal mieni się różnymi odcieniami i sprawia wrażenie zrobionego z dwóch kolorów.
Walczyłam przez wiele dni, próbowałam na różnym tle, w różnych okolicznościach przyrody i przy każdej prawie pogodzie.
Wyszedł z tego bardzo pokaźny serwis fotograficzny, i gdy przyszło do wybierania zdjęcia głównego – byłam w prawdziwym kłopocie. Po dłuższym namyśle wybrałam takie:
A teraz parę słów o Hilarce:
Ja zrobiłam ją z BabyAlpaca Silk Dropsa, lubię tę akurat wełnę w szalach, gdyż ma fajny połysk, nie jest za lekka i pięknie się układa. Oczywiście można zrobić swoją wersję z innej włóczki, może być cieńsza, nawet lace, może być grubsza, choć tutaj istnieje ryzyko, że wyjdzie szalik zimowy, a nie szal letni.
Wzór jest prosty do wykonania, początek oczywiście wymaga pewnej uwagi, ale jak już te listki zaczną być widoczne – samo idzie. W dodatku dość mocno wciąga i dzięki temu narzuca dobre tempo.
Wzór jest już opublikowany, na ravelry i na Loveknitting
Oraz
oczywiście
tak jak zawsze
wzór można kupić bezpośrednio ode mnie, wystarczy napisać y.mleczyk@gmail.com
Wzór jest w pdf i podane są w nim wszystkie potrzebne informacje oraz schemat i opis słowny oczko po oczku, mogę go wysłać na maila lub dodać do biblioteki na ravelry. Lub jedno i drugie.
Pozdrawiam serdecznie, w tym tygodniu nic nie było do wąchania więc i zdjęcia nie będzie :))
Planuję poszukać piwonii :)))
PS. Wszystkie moje wzory można zobaczyć na RAVELRY lub na blogu w poście zbiorczym TUTAJ.
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)