Środa minęła, a ja jej prawie nie zauważyłam …
Nie będzie więc postu o czytaniu i dzierganiu, dziś jest czwartek, więc tylko robótka.
Ostatnio intensywnie dziergam, jakoś mnie tak wzięło. Na pewno jednym z powodów jest zastrzał przy palcu w nodze, co bardzo utrudnia wszelką aktywność związaną z przemieszczaniem się.
Siedzę więc sobie, nogę na zmianę to moczę, to owijam, postępów choroby nie obserwuję, ale też nie widzę, żeby się wycofywała, i tak trwam. Mam jeszcze w zanadrzu pogotowie w weekend, ewentualnie planową wizytę u chirurga ortopedy w poniedziałek. Choć właściwie to zakładam optymistycznie, że babka lancetowata da temu cholerstwu radę. Oby!!!
Otulacz nazywa się Heirship cowl, co w dość wolnym tłumaczeniu daje 'otulacz dziedzica’. Nazwa jak nazwa, ważne, że otulacz prezentuje się całkiem, całkiem, oraz, że dzięki niemu nauczyłam się robić icord.
Umiejętność prosta, ale nie miałam o niej do tej pory pojęcia. Jak o bardzo wielu rzeczach z dziedziny dziergania zresztą. Dlatego tak bardzo lubię testy, dzięki nim odkrywam tyle nowych sposobów i metod!!!
Włóczka jak na mnie gruba, 100 metrów na 100 gram, wyszło akurat po pół motka każdej. Przy okazji też przećwiczyłam zmienianie kolorów, żeby było w miarę efektywnie. Ogólnie rzecz biorąc, otulacz edukacyjny.
A skoro już jesteśmy przy edukacji … Staropolskie przysłowie mówi : ” Komu Niebo było wrogiem, zrobiło go pedagogiem”, i coś w tym na pewno jest. Pozdrowienia dla wszystkich nauczycieli i pedagogów, z okazji niedawnego święta branżowego, oraz dla wszystkich pozostałych, dla których Niebo było bardziej przychylne i wybrali inny zawód 😀