To chyba najdłużej robiony sweter w mojej karierze, i to wcale nie z powodu trudności czy cienkości nitki. Robił się całkiem miło i przyjemnie, dość szybko nawet, ale niestety w końcowym etapie zapadłam na niechęć do dziergania i został skończony po dwumiesięcznej przerwie.
A po drodze zrobiło się za ciepło, żeby nosić jakikolwiek sweter, nawet taki dziurawy i z bawełny. Zdjęć więc będzie niedużo i tylko na modelce, której upał nie przeszkadza 🙂
Wzór sobie wymyśliłam sama, zaczęłam od provisional cast on na poziomie bioder, i poszłam w dół, dodając przy tym koraliki. Trochę potrwało to nanizywanie, ale efekt mi się bardzo podoba. A potem w górę, już dużo szybciej, bo samo dzierganie. Wzór bardzo przyjemny, niezbyt męczący, robi się z pamięci i nie trzeba za dużo myśleć. Przesłuchałam przy okazji kilka audiobooków, obejrzałam parę filmów, było miło 🙂
A w mojej lokalnej pasmanterii przeżyłam dzisiaj chwilę (dłuższą) prawdziwego szczęścia, gdyż okazuje się, że właścicielki weszły we współpracę z e-dziewiarką i można już pooglądać i pomacać niesamowicie wielką ilość próbek oraz zamówić włóczki na miejscu. Rewelacyjnie piękne przeżycie to było 🙂
Pozdrawiam niezbyt gorąco (dla zrównoważenia temperatury na zewnątrz) !!!