ten właśnie zestaw przymiotników zaprzątał moją wyobraźnię od poniedziałku 🙂
wpatrywałam się w chmury,
rozglądałam naokoło,
prowadziłam rozmowy z panem od plastyki …
A dlaczego? i w jakim celu?
Kończył się luty, wraz z nim ’Podziergajmy wspólnie 2’, Wild Pinków przybywało codziennie, aż nadszedł dzień ostatni, kiedy moim zadaniem stało się wytypowanie chusty, do której serce mi zapika najmocniej, i która otrzyma nagrodę.
Jak się okazało, zadanie wcale nie proste,
moje serce nijak nie chciało zapikać raz a konkretnie.
Chust do wyboru mnóstwo, co jedna to piękniejsza,
w dodatku przy większości znałam historię powstania,
wiedziałam też często, jak wiele za taką chustą stoi samozaparcia, walki o zrozumienie i przełożenie słów na oczka, prucia i rozpoczynania od nowa …
Wybór okazał się niezwykle trudny, a metoda subiektywna, bez losowania, niezwykle wyczerpująca.
Stosowałam różne strategie: eliminacji, wzmocnienia pozytywnego, spojrzenia krytycznego i spojrzenia zachwyconego, robienia krótkich przerw i spojrzenia świeżym okiem …
Wreszcie wybrałam, upewniłam się, że to ta właściwa,
a po wniknięciu w siebie okazało się, że tak na prawdę serce dyktowało mi ją od samego początku,
całą procedurę wybierania zaś przerobiłam, żeby z czystym sumieniem stwierdzić, że to ta.
A nie tak na łapu-capu.
Chusta autorstwa Renaty Walczak, ta na pierwszym zdjęciu.
Prawda, że piękna?
Jako, że mój Dziki Róż powstał z wełny przeze mnie farbowanej, i właśnie temu farbowaniu zawdzięcza swoją nazwę – nagrodą miała być ta sama włóczka, samodzielnie przeze mnie pofarbowana na kolor wybrany przez zwycięską osobę.
Włóczkę przewinęłam już wcześniej,
a jako że w farbowaniu różnie może być, troszkę się skurczy na przykład,
więc dla pewności liczyłam każde nawinięcie.
Żeby potem pomnożyć przez długość i podać zwyciężczyni dokładne namiary włóczki.
Zajęcie niezbyt trudne, ale wymagające samotności i skupienia …
Bardzo ten nawój sympatycznie wyglądał, patrzyłam sobie na niego i wyobrażałam,
jak pięknie go pomaluję.
Może na zielono, to wtedy dałabym takie malutkie seledynowe przebłyski …
Albo ciemniejszy niebieski przeplatający się z błękitem …
Róż, niekoniecznie dziki, i do tego wiśnia, bordo i plameczki czerwieni …
Albo pomarańczowy, taki prawdziwy, żeby nie wyszedł rudy …
Żółto – cytrynowo – słoneczny i malusieńkie akcenciki innych kolorów …
Eh, wyobraźnia mnie ponosiła coraz bardziej!!!
Renata odpisała błyskawicznie.
Jej wybór to kolor szary.
I nagle zrobiło się trudno.
Bo jak ja mam ten kolor szary uzyskać, jeżeli szary to jest akurat odwrotność koloru?
Zastanawiałam się intensywnie, na początku 'na sucho’, bez świadomości, czy w ogóle takie farbki będą dostępne.
Był środek tygodnia, jak na złość wyjątkowo zajętego, i wizyty w pasmanteriach w ogóle nie wchodziły w zakres moich możliwości.
Wiadomo, niepewność jest najgorsza, bo wyobraźnia nie ma realnego punktu zaczepienia, i ją ponosi.
A już moją to na pewno ponosi, znam ją i wiem, że stać ją na dużo…
Gdy już doszłam do etapu, w którym uznałam, że sama niewiele wymyślę, zapytałam eksperta.
Czyli wspomnianego już pana od plastyki, techniki i prac ręcznych.
I on poradził mi mieszać różne odcienie szarego, biały i czarny. Ewentualnie spróbować z brązowym.
Ku mojej wielkiej uldze pasmanteria akurat była świeżo zaopatrzona, i nabyłam:
czarny,
szary,
grafitowy,
popielaty,
i na wszelki wypadek brązowy.
Białego oczywiście nie było, bo to nie farbki plakatowe, pewnie jedyny sposób na biały to wybielacz, ale tego wolałam nie próbować.
No i zaczęłam mieszać i kombinować.
Główna trudność objawiła się od razu – szary miał wyjść jasny, a mnie najlepiej udawało się kolory przyciemniać. Rozjaśniać nie miałam czym 🙂
Więc delikatnie,
metodą 'lepiej za mało jak ciut za dużo’
zaczęłam te odcienie nakładać na włóczkę.
I od razu przyznam się, że mnie poniosło – wstawiłam akcencik lila róż, tak prawie niewidocznie, ale jest.
Bo jakoś tak ten brak koloru mnie w pewnej chwili przytłoczył.
Oraz świadomość, że to przecież nagroda za Dziki Róż, i jakoś to zaakcentować trzeba 🙂
Kolor wyszedł niejednolity – ale to zgodnie z zamierzeniami.
Na każdym tle i w każdym oświetleniu wygląda inaczej – ale to raczej też dobrze.
I teraz tylko zostaje nam poczekać, aż dojdzie do Renaty.
Bo przecież o to chodzi, żeby to Ona była zadowolona!!!
Na koniec jeszcze kilka słów o Podziergajmy wspólnie 2.
Zakładając grupę nie przypuszczałam, że będzie to miejsce tak pełne pozytywnej energii, silnych emocji i wspaniałych ludzi.
Nie policzę, ile razy głośno wybuchałam śmiechem przed monitorem!
Ileż pozytywnych wzruszeń dostarczała każda kolejna chusta! każde zdjęcie to był lub jest moment zachwytu!
Ile radości dają słowa: 'już się suszy, jutro zaczynam następną!’
A jaki dramatyzm jest w okrzyku: 'wszystko dobrze, a oczka mi brakuje!’
Lub takie wołanie o pomoc: 'czy ktoś mógłby mi powiedzieć, w którym rzędzie teraz jestem???’
Że nie wspomnę o złamanych drutach,
zgubionych oczkach (a że jedwab, to niestety trzeba było spruć do spodu…)
skończeniu się włóczki w przedostatnim rzędzie,
określeniu czerwonej Flory per 'wygotowana truskawka’ bądź 'zabielony burak’ …
Pomysł stworzenia 'Podziergajmy wspólnie’ był jednym z najlepszych pomysłów mojego życia.
Serio!!!
Podziwiajcie chustę Renaty 🙂
Wzór jest w pdf i podane są w nim wszystkie potrzebne informacje oraz schemat i opis słowny oczko po oczku.
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)