Zaczęta dobrych parę tygodni temu z powodu braku weny twórczej,
Czyli Dobroszka 🙂
Uznałam, że może nawet i ładnie, ale co z tego, skoro na ciąg dalszy nie mam żadnej koncepcji.
Odłożyłam.
Za parę dni, dalej w bólach całkowitego braku pomysłów, strzeliłam kilka rzędów i byle jaki najprostszy ażur.
I dalej nic z tego, bo koncepcji ciągle brak …
Odłożyłam.
A potem koncepcje wróciły, ale całkiem na co innego, i dziergałam, aż się druty grzały 🙂
Za to pojawiła się potrzeba małej robótki do torebki i na poczekalnię.
Już się nauczyłam, że jeżeli wezmę druty ze sobą, to zupełnie mi nie przeszkadza czekanie, żadne złe emocje nie mają do mnie dostępu, i reaguję miłym uśmiechem na uwagi typu:
teraz to już nikt chyba nie robi na drutach;
że też pani się tak chce;
ja to dawniej też robiłam.
Nie wiem dlaczego, ale zawsze słyszę te trzy!
Wracając do rzeczy. Coś małego do wzięcia ze sobą i robienia w miarę bezmyślnego.
Padło na Niebieską, bo skoro nie mam dla niej żadnej koncepcji, to mogę na tej poczekalni całkowicie bezmyślnie i terapeutycznie te oczka przekładać.
I całe szczęście, że jakoś tak niechcący spakowałam większy zapas włóczki!
Wyrobiłam wszystko, po powrocie do domu przerobiłam ostatni rząd i zamknęłam oczka.
Wyobrażacie sobie, ile tam siedziałam???
To był piątek.
Przyszłam godzinę wcześniej, bo tak akurat skończyłam pracę, i całe moje w tym szczęście, bo były tylko cztery krzesła, a trzy już zajęte!
Zajęłam czwarte.
Pani doktor prawie się nie spóźniła, ale już po pierwszym pacjencie wiedzieliśmy, że szybko nie będzie.
Był w gabinecie 35 minut.
Każdy kolejny pacjent podobnie, minimum 20 minut, a często więcej.
Było nas w tej kolejce z 10 osób, i co jakiś czas przychodziły nowe.
Po drugim pacjencie rozszalała się burza. Pioruny waliły, aż się ziemia trzęsła.
Potem znowu świeciło słońce.
Potem burza wróciła, choć już z nieco mniejszym impetem.
Ciągle było więcej pacjentów niż miejsc siedzących,
więc z pewnym wysiłkiem powstrzymywałam się od pójścia do toalety, żeby mi nikt krzesła nie zajął
– mój organizm ma ten problem,
że nie daje rady stać dłużej, niż parę minut.
Ale zupełnie na to nie wygląda, więc nikt miejsca nie ustąpi…
A krzeseł tylko cztery, pacjentów zaś ponad dwa razy tyle.
Nie liczyła się kolejność jak kto przyszedł,
tylko pani doktor wyczytywała według sobie wiadomych kryteriów.
Dziergałam i dziergałam, i dziergałam,
już mnie ręce bolały,
ale co próbowałam przestać,
to zaczynał mnie trafiać szlag,
więc wolałam dziergać niż się wściekać.
I dalej dziergałam.
W końcu zostało nas cztery pacjentki.
Poleciałam do toalety :)))
I nareszcie nadeszła moja kolejka.
I dzięki temu mam chustę.
Niebieska,
choć może powinna się nazywać neurologiczna???
Wróciłam do domu,
skończyłam,
namoczyłam,
rozłożyłam,
schła prawie dwa dni, bo to bawełna, gruba dość,
a wilgoć w powietrzu.
I dzisiaj cyknęłam fotki,
i oto jest :)))
Wzór nazywa się Dobroszka 🙂 i jest to jedna z bardziej udanych chust.
Dzierga się ekspresowo, nosi rewelacyjnie i wcale się nie nudzi!
Pozdrawiam niebiesko!!!
niebiańsko :)))
serdecznie!!!
Wzór jest w pdf i podane są w nim wszystkie potrzebne informacje oraz opis słowny oczko po oczku. Jest to prosty wzór, idealny na pierwszą chustę ażurową.
?
Ravelry jest stroną sprzedażową i tam kupuje się automatycznie, a jeśli ktoś woli ominąć międzynarodowe transakcje i preferuje tradycyjny przelew na konto w złotówkach, wtedy zapraszam do kontaktu ze mną (y.mleczyk@gmail.com)
?