Wzięło mnie ostatnio na kolory.
Nie lubię włóczek cieniowanych, bo zawsze mam wrażenie, że cała przyjemność tworzenia czegoś nowego zostaje mi zabrana. Producent już wybrał i wymieszał kolory, pozostaje tylko przerobić włóczkę, najlepiej najprostszym ściegiem, żeby te kolory odpowiednio wyeksponować. Żadne wymyślne wzory się nie sprawdzają, bo pomieszany kolor skutecznie tłumi fakturę.
Dlatego preferuję kolory 'pojedyncze’, a jeśli coś ma być dwu- lub wielokolorowe, to takie, które się ze sobą nie zlewają. Zresztą, lubię też kontrasty.
Gdy więc zobaczyłam upiorny oranżyk, a obok niego czarny, od razu się zachwyciłam. Zestaw jak dla mnie wymarzony.
I powstało takie coś. Zaczęłam briochem, bardzo lubię ten ścieg, stwarza niezwykle dużo możliwości.
Po paru okrążeniach doszłam do wniosku, że tego pomarańczowego jest trochę więcej i może nie starczyć. Zaczęłam więc robić paski samego oranżu.
Szło fajnie, motki się wyrównały, za to pojawiła się kwestia zakończenia. Wymyśliłam naprędce, żeby zrobić takie rozcięcie na cztery części. Niestety, nie przemyślałam tej sprawy przed zaczęciem, i okazało się, że mam za dużo oczek. O cztery sztuki.
Właściwie to w ogóle nie myślałam o zakończeniu wcześniej niż to było konieczne. I ta metoda zdecydowanie nie jest do naśladowania!
Efekt jak widać poniżej, nie jest źle, ale mogłoby być piękniej …
Jako, że to brioche, czapka jest dwustronna. Bonusem dodatkowym jest, że te paski tak trochę robią wrażenie kratki. Ładne, nie da się ukryć 🙂
Pozdrawiam jesiennie 🙂 już nawet według astronomii jesień jest, i to nawet bardzo jest 🙂