Dawno nie robiło mi się niczego tak długo i z takim wysiłkiem 🙂 nareszcie koniec, można już nosić, i oczywiście od jutra tweed staje się moim ulubionym swetrem na długo.
Tak wygląda na Klotyldzie (nie wiem czemu jakiś taki pomięty wygląda na zdjęciach, w rzeczywistości wcale nie):
Wykończenie ryżem, lekkie wcięcie w talii, zszywany, do dołu do góry. Guziki, ale bez dziurek, tylko dla ozdoby. Rękawy długie i dość luźne. Kołnierzyk taki dość specyficzny, nietypowy i lekko w stylu vintage.
Włóczka Yarn Art Tweed, cudo po prostu, cały urok w niej właśnie, a moje dzierganie to jedynie niewielki dodatek do całości. Kolor trudny do uchwycenia, czasami jasno zielony, czasami szaro zielony, zależy, jak światło pada.
Baaardzo się cieszę, że mimo tylu niesprzyjających okoliczności udało mi się go zakończyć, i że efekt końcowy mniej więcej zgodził się z planowanym.
Pozdrawiam gorąco :))))